Kiedy po raz pierwszy natknęłam się na ten przepis, nie urzekł mnie smak – choć ten, rzecz jasna, okazał się niebiański – ale… kolorystyka. Połączenie szlachetnej, pistacjowej zieleni z intensywną czerwienią świeżych malin to czysta poezja dla oka – a zaraz potem także dla podniebienia.Na kruchym, maślanym spodzie – wypieczonym do perfekcyjnej kruchości – spoczywa aksamitny krem z serka mascarpone i gęstego kremu pistacjowego, którego orzechowa głębia zaskakuje...