To danie, a wlasciwie zupa kojarzy mi sie z zimowymi weekendowymi wieczorami z dziecinstwa, kiedy tata zabieral nas na narty. Wracalismy do domu pozno wieczorem, glodni i troche przemarznieci, a mama czekala z wielkim garnkiem fasolki po bretonsku. Dzis, choc pogoda za oknem bajkowa, a sniegu starczyloby moze nawet na biegowki, nie bylismy na nartach - konczylismy ocieplac sciany sypialni. Reszta ...