Czasem rozpiera mnie energia i czuję wewnętrznie, że muszę się wyżyć kulinarnie. Tak było i w tę sobotę. Nie namyślając się długo zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty. Powstało ciacho, które cieszy zarówno oko (przynajmniej moje), ucho (wszyscy, aż mlaskali, gdy je jedli), jak i podniebienie. Jest kwaskowate (jak przystało na porządne ciasto z wiśniami), puszyste i...